Radosna twórczość Anny M.
Jednakże parę linijek kodu może nie wystarczyć do zaliczenia przedmiotu, na którym skąd inąd bardzo jej zależy, bo przecież bycie magistrem (czegokolwiek) w dzisiejszych czasach to podstawa. Cóż więc robić, gdy zbliża się nieuchronnie termin ostatniego zaliczenia, a w głowie nic tylko pustka? Może by tak zwrócić się do profesjonalnej firmy zajmującej się pisaniem programów na zamówienie? Wysłać mailem wiadomości typu: "zdesperowana studentka poszukuje chętnego programisty, który za niewielką odpłatą napisze za nią program na zaliczenie, a przy okazji umówi się z nią na kawę w ramach omówienia form płatności, oczywiście po pozytywnym zaliczeniu pracy" Albo: " poszukuję informatyka, programisty , którego powołaniem jest wolontariat w kwestii pomagania nieszczęsnym studentkom, które nieświadome trudności, jakie będą musieły pokonać, dostały się na taki lub inny kierunek, na znanej mniej lub więcej, uczelni wyższej i właśnie czeka ich pierwsze w życiu zaliczenie z programowania". OK. Powiedzmy, że zamówienie dotarło pod właściwy adres i znalazł się pan, który weźmie na swoje barki ciężar zaliczenia przez nieznajomą panią nieznajomego jej bliżej przedmiotu. I co teraz?
No więc teraz należałoby nakreślić temu wybawcy zarys swojej wiedzy na temat programowania oraz przesłać sporządzone notatki i wytyczne wykładowcy odnośnie tematu zaliczenia. Następnie czekać na zainteresowanie specjalisty od pisania programów i odliczać czas, w którym "łaskawy wybawca" jest w stanie zapewnić zestresowanej studentce przejście na kolejny semestr, (pod warunkiem, że ona sama również co nieco się do tego przyłoży), jak również odliczać środki na koncie, aby oszacować czy ją na to zamówienie w ogóle stać. Powszechnie wiadomym przecież jest, że student to człowiek biedny i zawsze szuka takich rozwiązań, które za grosze można by było zrealizować. Zresztą, nawet gdyby student był bogaty (co jest pojęciem bardzo względnym), to i tak wolałby przeznaczyć kasę na imprezki, dyskoteki, kosmetyki i ciuchy, aniżeli na jakiś program. Tym bardziej reguła ta tyczy się studentek, których przeznaczeniem i podstawą egzystencji jest robienie zakupów i co jest najbardziej dziwne, nie po to, aby coś konkretnego kupić, ale po prostu - dla samego procesu kupowania. Jakież niewypowiedziane szczęście spotkałoby wszystkie panie studiujące management, które zamiast przedmiotu "programowanie systemów zarządzania" mogłyby zastąpić go przedmiotem "programowanie systemu robienia zakupów", lub "podstawy tworzenia baz danych aktualnych wyprzedaży". Najprawdopodobniej w tym momencie połowa firm zajmujących się pisaniem programów na zaliczenie musiałaby zacząć przeliczać straty, a być może i całkiem by upadła, gdyż wspomniane powyżej panie z rozkoszą, dniami i nocami, siedziałyby przed komputerami i tworzyły całe epopeje skryptów, kodów i wersji demo swoich najdoskonalszych programów . Co więcej, kierunki studiów z tego typu przedmiotami, z całą pewnością, oblegane byłyby przez kobiety, co dla niektórych mężczyzn mogłoby być najwspanialszym zrządzeniem losu. Który bowiem samiec nie byłby zadowolony, będąc jedynym facetem na kierunku, na którym jest powiedzmy osiemdziesiąt dziewcząt? Słowa typu: zaliczać, zaliczenie nabrałyby w jego życiu zapewne nowego sensu.
Ale zejdźmy
już z tematu zakupów, bo przecież nie o tym miał być niniejszy referat,
tylko o tym, jak zaliczyć przedmiot, który niezbyt potrzebny jest do
szczęścia przyszłemu kierownikowi czy dyrektorowi firmy, ale jednak
zaliczyć trzeba.
Przyjmijmy, że firma świadcząca usługi programistyczne, odwaliła już za naszą studentkę kawał dobrej, czarnej roboty i zainkasowała pokaźną sumkę należnego jej wynagrodzenia. Czyli - finisz! Wszyscy są zadowoleni, a najbardziej studentka, która kolejne zaliczenie zdała na 5 i tym samym podwyższyła sobie średnią do stypendium naukowego ;) |